Mont Saint Vincent

 

Mont Saint Vincent | chilitonka

Mont Saint Vincent to druga pod względem wysokości góra w departamencie Saône et Loire, w Burgundii. Jednocześnie to nazwa pamiętającego czasy Średniowiecza miasteczka na szczycie tej góry. Jest tutaj kościół romański z XII wieku, jest château, są mury obronne i muzeum archeologiczne. Jest dom spokojnej starości, posterunek Gandarmerie i potężna antena radio – telewizyjna.  Obejście tej mieścinki nie zajmie nam nawet pół godziny. Urokliwe kręte uliczki doprowadzą nas do punktu widokowego, a idąc jeszcze wyżej, trafimy na sam szczyt – stąd widok zapiera dech, a przy odrobinie szczęścia można podziwiać Mont-Blanc. Czytaj dalej Mont Saint Vincent

Reklama

Sanvignes – tu mieszkam

Sanvignes | chilitonka

Dawno temu ktoś z Was poprosił mnie o pokazanie zdjęć z miejscowości w której mieszkam. Długo z tym zwlekałam, bo co niby miałabym pokazać na tym krańcu świata, aż w końcu dziś wybrałam się na spacer z psem i z aparatem. Jesienne kolory, poranne mgły, a nawet lekka mżawka sprawiły, że to najnudniejsze miejsce na świecie zmieniło się na moment w nieco piękniejszą, może nawet romantyczną okolicę.

Sanvignes les Mines znajduje się w Burgundii, w departamencie Saône-et-Loire. To małe miasteczko, w którym kiedyś mieszkali głównie pracownicy pobliskich kopalni odkrywkowych. Dziś kopalni już nie ma, a w ich miejscu powstały parki, lasy, zalewy. Sanvignes można nazwać sypialnią dla pobliskiej okolicy. Mieszkańcy (około 4,5 tys. osób) też się zmienili. Dziś są to głównie osoby pracujące kilkanaście / kilkadziesiąt kilometrów stąd. Ludzie, którzy cenią sobie spokój, wolą własny dom z ogródkiem (czasem też z basenem) i nie mają zamiaru rezygnować z tego przywileju na rzecz zgiełku miasta. Od najbliższej większej cywilizacji dzieli nas około 6km, poza Sanvignes jest już tylko la campagne, czyli liczne pola i pastwiska, na których posilają się krówki słynnej rasy Charolais.

Wszystkie zdjęcia pokazują widoczki sfotografowane nie więcej niż 3 minuty spacerkiem od mojego domu, w promieniu nie większym niż 300m i tylko te, na których warto na chwilę zatrzymać wzrok.

Sanvignes | chilitonka

Sanvignes | chilitonka

Sanvignes | chilitonka

Sanvignes | chilitonka

Sanvignes | chilitonka

Sanvignes | chilitonka

Sanvignes | chilitonka

Szlakiem „La Chouette”

Ktokolwiek przyjedzie do nas w odwiedziny, obowiązkowo musi zaliczyć podróż szlakiem najlepszych burgundzkich winnic. Stolicą tego winiarskiego zagłębia jest Beaune. Po drodze otaczają nas takie oto widoki:

Winnice | chilitonka

Tuż obok miejsca, gdzie zaparkowaliśmy nasze auto, znajduje się sklep z antykami wraz z pracownią, w  której można odrestaurować cenne starocie, oczywiście jeśli takowe posiadamy. Zajrzałam do środka i ujrzałam tam TAKIE RZECZY, że trzeba mieszkać w pałacu, aby zmieścić te wszystkie lśniące szafy, szezlongi, komody. Z przejęcia nie zrobiłam w środku żadnych zdjęć, ale mówię Wam, jaki piękny kryształowy żyrandol widziałam! W moim mieszkaniu jego dolne kryształki pewnie plątałyby się po podłodze.

Antiquites Beaune| chilitonka
Balony Beaune| chilitonka
Beaune | chilitonka

Poszwędaliśmy się troszkę po Beaune. Niestety, była to pora obiadowa między 12 – 14, kiedy większość sklepów jest zamknięta. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu i pognaliśmy na umówione spotkanie, ponieważ wbrew pozorom nie była to zwykła wycieczka. Po załatwieniu wszystkich ważnych spraw mogliśmy już w spokoju spacerować.

Dijon, szczególnie w tak piękną pogodę, tętni życiem! To miasto pełne młodzieży, turystów i mieszkańców poruszających się chętnie na rowerze, lub skuterem. Spacerując po mieście, zawsze kierujemy się w stronę Pałacu Książąt Burgundzkich, aby posiedzieć przez moment w jednej z kafejek przy fontannie, pogapić się na przechodniów i pomyśleć o naszych największych marzeniach…

Dijon | chilitonka
Place de la Liberation Dijon | chilitonka
Pałac Książąt Burgundzkich Dijon | chilitonka
Dijon | chilitonka
Dijon | chilitonka

Spacerując po centrum Dijon trudno nie zauważyć miedzianych tabliczek z wizerunkiem małej sowy. To szlak, który prowadzi i wskazuje najciekawsze zabytki w mieście. Podążając nim z pewnością natkniecie się na piękną XV – wieczną kaplicę Notre-Dame, ufundowaną przez zamożną rodzinę Chambellan. Ciężko zmieśćić w całości tak okazały budynek w obiektywie mojego aparatu (fragment tuż nad białą Vespą, w głębi z prawej strony), ale pokażę Wam pewien mały, bardzo ważny szczegół. Na zachodnim murze kościoła znajduje się płaskorzeźba małej sówki – „la chouette”. Sowa – ptak, który doskonale widzi w ciemności – za sprawą starożytnej Bogini Ateny stał się  symbolem mądrości. Inna teoria głosi, że to symbol Żydów (licznie okupujących rynek w Dijon w czasach Średniowiecza), którzy tak jak nocne ptaki przedkładają ciemności ponad światło Ewangelii. Najważniejsze jednak jest to, aby pomyśleć sobie marzenie i pogłaskać brzuszek sowy lewą ręką, od serca. Nie wiem, czy głaskanie obrazka daje te same efekty, ale warto spróbować :-)

Chouette from Dijon | chilitonka
Rue de la Chouette Dijon | chilitonka

Byliśmy w Dijon już wiele razy, więc nie fotografujemy bez końca tych samych miejsc, zabytków. Za każdym razem inny szczegół przykuwa naszą uwagę.  Ostatnio panuje tutaj moda na piękne włoskie skutery marki Vespa – uwierzcie mi, było ich naprawdę sporo! Przepychając się z gracją po zatłoczonych uliczkach Dijon różniły się kolorami i urodziwymi kierowcami płci obojga. W oko wpadło mi również starsze, dostojne małżeństwo. Siedzieli sobie w kafejce pełnej młodych ludzi i z uśmiechem podziwiali otaczający ich gwarny świat. Nie uwieczniłam ich na fotografii, ale zapamiętam ten przemiły widok na długo :-)

Dijon | chilitonka
Dijon | chilitonka
Little Italy Dijon | chilitonka
Dijon Darcy cinema | chilitonka
Wino Beaune | chilitonka

Taka nudna niedziela

Wybraliśmy się wczoraj na brocante, czyli targ staroci. Dzień zaczął się mroźno i mgliście, do Cluny mieliśmy niecałe 50 kilometrów. Droga pełna zakrętów i zawijasów. Z jednej strony lasy, z drugiej pola i pastwiska, blond krówki rasy Charolaise, piękne widoki. Byliśmy tam po raz enty, nie robiłam więc zdjęć wszystkiego. Nie zobaczycie tym razem ruin opactwa benedyktynów, ani hipodromu. Na targu byłam zbyt zajęta oglądaniem i szybko zapomniałam o aparacie. Później fotografowałam tylko to, co wpadło mi w oko. Ulice Cluny były puste, całe miasteczko nie obudziło się jeszcze z długiego, niedzielnego snu.

Brocante | chilitonkaBrocante | chilitonkaCluny | chilitonkaCluny | chilitonkaCluny | chilitonkaCluny | chilitonkaW drodze powrotnej zajrzeliśmy do Cormatin z nadzieją, że uda nam się obejrzeć słynne château od środka. Niestety, zamknięte na cztery spusty. Zza bramy oddalonej od zamku widok nie był zbyt dobry, nie zrobiłam więc żadnych zdjęć. Moją uwagę przykuł starszy pan ubrany w elegancki, aksamitny garnitur koloru butelkowego. Wracał po mszy i krótkiej wizycie w barze Meteor, w towarzystwie młodszego kompana. Połaziliśmy trochę po wąskich uliczkach, zajrzeliśmy w różne zakamarki. Nie było gdzie napić się kawy, kupiliśmy tylko chrupiącą bagietkę i pojechaliśmy dalej…Cormatin | chilitonkaCormatin | chilitonkaCormatin | chilitonkaCormatin | chilitonka… a dalej zboczyliśmy lekko z drogi, aby ponownie zajrzeć do Saint Gengoux le National. To urocze miasteczko powitało nas słońcem. Pusto i cicho, słychać było tylko gruchające gołębie, jakby cofnął się czas. Wiele budynków w St. Gengoux pamięta czasy Średniowiecza, uliczki są wąskie i mają wdzięczne nazwy, a pomiędzy nimi kryje się wiele poprzecznych dróżek, małych schodków. Nie mogłam się napatrzeć na te wszystkie stare wrota i okiennice, wyobrażałam sobie jak pięknie wyglądałyby w roli tła do moich zdjęć kulinarnych. Musiałam obejść się smakiem, za to koty, duuuużo kotów, grubaśne i zadbane, właśnie pałaszowały swoje miski i nawet nie przeszkadzał im przechodzący obok pies.

St. Gengoux le National | chilitonkaSt. Gengoux le National | chilitonkaSt. Gengoux le National | chilitonkaSt. Gengoux le National | chilitonkaSt. Gengoux le National | chilitonkaSt. Gengoux le National | chilitonkaSt. Gengoux le National | chilitonkaSt. Gengoux le National | chilitonkaWiele razy przejeżdżaliśmy obok, ale nigdy nie zajrzeliśmy do Taizė. To mała wioska, zaledwie osada na wzgórzu, a wszystkie domy zbudowane są ze starego kamienia, jak na zdjęciu poniżej. Ale Taizė to przede wzystkim miejsce słynnej Wspólnoty założonej przez brata Rogera. Dwa najważniejsze cele Wspólnoty to: „żyć w komunii z Bogiem poprzez modlitwę oraz być zaczynem pokoju i zaufania pośród rodziny ludzkiej„. Uczestnicy spotkań mieszkają w prostych warunkach – latem w namiotach, kempingach, a zimą w ogrzewanych, drewnianych barakach, które zajmują sporo miejsca na samym szczycie wzgórza i nie zmieściły się w obiektywie mojego aparatu. Wioska tętniła życiem, zauważyliśmy, że właściwie zaczęła się już wiosna! Na sporym parkingu stały autokary i auta z różnych krajów. Czuć było w powietrzu wiarę i modlitwę. Trochę nie nasze klimaty, pojechaliśmy więc dalej.

Tezė, Bourgogne | chilitonkaTezė, Bourgogne | chilitonkaTezė, Bourgogne | chilitonkaTezė, Bourgogne | chilitonkaW Blissy sur Fley byliśmy po raz pierwszy. Skusił nas widok starego zamczyska, widocznego z drogi. To maleńka, przeurocza wioska z kamiennym kosciółkiem pośrodku. Zupełnie inny świat, trochę bajkowy – na pewno wrócimy tam raz jeszcze, kiedy zazieleni się.

Blissy sur Fley | chilitonkaBissy sur Fley | chilitonkaBissy sur Fley | chilitonkaBissy sur Fley | chilitonkaBissy sur Fley | chilitonkaPs. Zakupy na brocante były bardzo udane. Wydałam całe 6 euro, a radości, jak za 200 ;-)

„Oui, Chef!”

Oui, Chef!

Zapraszam Was do obejrzenia trzech pierwszych wpisów na moim blogu „Oui, Chef!”, który od niedawna mam przyjemność prowadzić na stronie internetowej magazynu KUKBUK. Wystarczy kliknąć na obrazek z lewej strony. Zaczęłam od przypomnienia przepisów na bardzo smaczne dania: policzki wieprzowe duszone w cydrze, flamiche z serem maroilles oraz wołowinę po burgundzku. W kolejnych odsłonach spodziewajcie się innych pyszności, wyłącznie z kuchni francuskiej, zapraszam!