
Chleby na zakwasie zaczęłam piec pod koniec marca 2016 roku. Minęło ( dopiero ) mniej więcej 5 miesięcy, ale na palacach jednej ręki mogłabym policzyć ile razy w tym czasie kupiłam pieczywo w sklepie. Było kilka sytuacji kryzysowych – brak czasu, czy ogólna dezorganizacja. Poza tym, piekę :-)
Nie zawsze wszystko było super, szczególnie gdy na własną rękę eksperymentowałam z różnymi rodzajami mąki. Ostatnio kupiłam mąkę złożoną z 5 różnych gatunków, w tym ryżu i owsa. Podczas składania ciasto zachowywało się inaczej, chleb wyszedł smaczny, ale… ciut za płaski :-)

Piec uczyłam się głównie obserwując innych blogerów/ domowych piekarzy i na podstawie książki „Chleb” J. Hamelmana. Jednak moim ulubionym przepisem jest słynny Tartine Bread z książki ( o tym samym tytule ) Chada Robertsona. Czytaj dalej Mój Tartine Bread

Człowiek na starość robi się bardziej sentymentalny. Wspomina czasy swojego dzieciństwa, kiedy wszystko było jakieś lepsze, smaczniejsze, prawdziwsze, czasem nawet… magiczne. Pomidory były słodkie jak truskawki, świeże mleko w oldschool’owej butelce pojawiało się codziennie na korytarzu, pod drzwiami – tłuste lub półtłuste – do wyboru. Jabłka – to były najprawdziwsze, najsłodsze owoce na świecie, no a chleb…. nawet ten najzwyklejszy, z SAM-u spożywczego Społem, z mini karteczką wciśniętą w skórkę, smakował najlepiej.