Goodbye Roman!

Pamiętacie Romana? Dość przystojny, nieco podstarzały ciemny brunet?Romek na wycieczce za miasto

W życiu tak jest – spotykasz kogoś i mówisz „Jaki on piękny!” Jaki tajemniczy, niedzisiejszy, jakby skrywał jakąś tajemnicę. Roman rzeczywiście skrywał, np. to, że miał słabe hamulce… Jazda próbna przed domem uświadomiła mi jedną rzecz: nie wzięłam pod uwagę, że mieszkamy w raczej górzystym terenie. No, powiedzmy mieszkamy na dość sporym wzniesieniu i gdzie się człowiek nie ruszy, z powrotem trzeba nieźle pocisnąć! A Roman – on się do takiej jazdy nie nadaje. On jest spokojny, zrównoważony, flegmatyczny nawet. Może kiedyś miał w sobie odrobinę werwy,  szaleństwa, ale w tym wieku – najlepiej przy ławeczce, przed domem w towarzystwie innych emerytów. Teraz, w tym stanie, Roman by się najlepiej nadawał jako kwietnik, czy stojak na parasol.

Pierwsza wycieczka w teren to już była porażka. Ja nie mam kondycji, ale z Romanem jeszcze gorzej. Jedno pchnięcie pedałem – pół obrotu koła. Do tego zgrzyt, świst, buczenie dynama. Jak syrena strażacka na kółkach. Po trzech sekundach wyłączyłam dynamo, nie chciałam się dłużej kompromitować – ani siebie, ani Romana. Powrót do domu ( jednostajnym tempem wciąż pod górkę ) prawie zakończył się zawałem. Moim. Roman ani nie pisnął. Padłam na kanapę, zziajana jak nigdy dotąd, a pies, nie wiedząc co się dzieje, przyniósł mi wszystkie swoje zabawki. Przez te pół godziny, kiedy dochodziłam do siebie, powoli traciłam resztki wiary w Romana.

Pojechaliśmy jeszcze parę razy – to do sklepu, to po bagietki, albo po prostu tak się przejechać. Ludzie się do nas uśmiechali, tzn. może bardziej do Romana. Podczas ostatniej wycieczki Romek pokazał na co go stać. Było z górki. Ja zawsze jednak wciskam hamulec, bo do końca nie wierzę temu typkowi, szczególnie, gdy ktoś mi powiedział co się stanie, kiedy łańcuch spadnie…  Ja naciskam pedał, a Romek wcale się do hamowania nie poczuwa. Trochę tylko. Jadę z górki, mięsień nad kolanem prawie płonie, a Roman kontynuuje radosną przejażdżkę. Milczałam, ale już wtedy wiedziałam, że wkrótce się rozstaniemy.

Nie trwało to długo…

Florence w parku

Florence

Moja nowa przyjaciółka Florence uświadomiła mi, że liczy się wnętrze. Powoli przekonuję się do blondynki, kiedy z większą łatwością pokonujemy wspólnie drogę do domu. 21 szybkości, wygoda i ta gracja, z którą się porusza! Ach! Nie ma to jak młodość i dobre geny ;-) Na pierwszej wycieczce, zupełnie przez przypadek, trafiłyśmy na wyścigi, w roli widzów oczywiście. Czyżby to wróżyło nam szczęśliwą wspólną przyszłość?  :-)

Velodrome

4 myśli na temat “Goodbye Roman!”

  1. Widziałam piękne kwietniki z takich Romanów :-) A Florence… wygląda bajecznie i pewnie tak samo się prowadzi ;-) Może niedługo też weźmiecie udział w wyścigach?! Kto wie… :-)

    Polubienie

Komentarze

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.