Ą, Ę, czyli język francuski

Powiem krótko – jeśli ktoś chce sobie dać radę we Francji, powinien znać język. Ja nie znałam.

Oczywiście przed wyjazdem kupiliśmy cały zestaw do nauki francuskiego, ale po przesłuchaniu kawałka płyty Mąż stwierdził stanowczym tonem: ” ja mam 32 lata i nie będę robił z siebie wariata!” Mniej więcej tak to leciało. Chodziło o wymowę tu, gdzie u czyta się i/u, czyli trzeba zrobić dziubek >

Pod tym względem było 1 : 0 dla mnie, gdyż w zamierzchłych czasach liceum miałam francuski. Tak – miałam – to jest właściwe określenie, bo z nauką nie miało to wiele wspólnego. Nasza pani prof. była świetna, ale mało asertywna. Z łatwością dało się ją namówić na pogawędki – minuty leciały, a na naukę, klasówki i odpytywanie zwykle nie było już czasu. Jedyne, co mi zostało w pamięci, to zasady pisowni oraz wymowa, ale tak raczej „z grubsza”. Choć, powiem nieskromnie, w tamtych czasach czytałam tak, że można było odnieść wrażenie, iż wiem co czytam. Istotnie wiedziałam, tak mniej więcej do 24 strony podręcznika. W czwartej klasie dostaliśmy nową nauczycielkę – panią Zet. Wyglądała i zachowywała się, jakby przyjechała prosto z Paryża. Szczupła blondynka, czerwona garsonka, jak od Diora, i bardzo, ale to baaardzo wymagająca. Jednak kiedy zorientowała się, jaki jest stan naszej {nie}wiedzy, dała sobie spokój. Myślę, że nie chciała robić problemów swojej poprzedniczce. Zresztą, zaraz była matura i wszyscy zdawali ruski.

La Clayette b&w

La Clayette 2 b&w

Zamek ( prywatny ) w La Clayette

Ale wróćmy do roku 2009. Oczywiście, po dotarciu do portu w Cherbourg, od razu przestawiliśmy radio na francuską falę i od tej pory nie rozumieliśmy już nic! Miało to swoje plusy – można było się lepiej skupić na prowadzeniu auta z kierownicą po prawej stronie, szczególnie na obwodnicy Paryża. Przez pierwszy miesiąc, może dwa, udawaliśmy turystów. I właściwie czuliśmy się, jak turyści. Naszym „językiem urzędowym” był angielski. Nie powiem, Francuzi byli dla nas bardzo mili! Wręcz czuli się niezręcznie, gdy nie mogli nas zrozumieć*. Nam to pomagało zachować resztki godności. Gorzej było, kiedy w końcu zaczęliśmy próby dogadania się w tutejszym języku.

* O tym, jak Francuzi znają język angielski świadczyć może ta scenka rodzajowa: niedziela, przepiękna pogoda! Piknik rodzinny zorganizowany przez jednostkę straży pożarnej w uroczym miasteczku La Clayette. Na powitanie, z głośników płynie przyjemna dla ucha melodia. Lily Allen śpiewa „Fuck you very very much”, a spacerujące małżeństwa z dziećmi, z uśmiechem na twarzy, podśpiewują sobie w trakcie refrenu :-)

W sklepie, knajpce, czy na ulicy nieznajomość francuskiego wcale nam nie przeszkadzała. Gorzej było, gdy musieliśmy załatwić coś ważnego, np. ubezpieczenie mieszkania ( we Francji jest to wymagane przy wynajmie ). Godzinna rozmowa ze starszą panią w firmie ubezpieczeniowej dosłownie wyprała nam mózg, jej pewnie też. To było tak, jakby dzielił nas Mur Chiński, wzdłuż. Z pojedynczych, wyłapanych z kontekstu słów próbowaliśmy złożyć jakąś logiczną konstrukcję. Wtedy jeszcze z trudem rozróżnialiśmy poszczególne wyrazy w zdaniu. W trakcie tego spotkania nasze IQ prawdopodobnie wzrosło dwukrotnie. Przez moment zbliżyliśmy sie do Einsteina. Uwierzcie mi – to boli!

Einstein

zdjęcie z crossingilandmono.tumblr.com

No, ale załatwiliśmy tę i parę innych spraw. W niektórych, szczególnie trudnych momentach nie obyło się bez końskiej dawki fuckitolu – tak à propos Lily Allen. Kiedy człowiek musi się dogadać, nie zwraca uwagi na poprawność językową. Mój Mąż przez jakiś czas mówił o mnie ma Marie { ma Mari }. Nie sprawdzał w słowniku, zwyczajnie – doszedł do tego drogą dedukcji. Niewtajemniczonym wyjaśnię: mon mari { mą mari } to po francusku „mój mąż”. Ale „moja żona”, to już ma femme { ma fam }. Także on mówił o mnie „moja Maria”, tak mi się przynajmniej teraz wydaje. Na szczęście koledzy w porę wyprowadzili go z błędu i teraz mówi już ładnie: mon épouse { mąn epuz – moja małżonka }. Popełnialiśmy i wciąż popełniamy wiele błędów, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Podziwiam Francuzów za ich wyrozumiałość i za to, że nie wybuchali wtedy śmiechem – domyślam się, że wiele razy mieli na to ochotę. Jakby ktoś przyszedł do mnie i oświadczył: ja i moja Maryśka chcielibyśmy otworzyć konto… :-D

Wiele mogłabym napisać o tym, jak ciężko żyje się bez języka w obcym kraju. Właściwie bez pomocy, bo przecież nie można kogoś co chwilę prosić, żeby za nas załatwiał najprostsze sprawy ( „najprostsze” to pojęcie względne ). Niektóre sytuacje, z dzisiejszej perspektywy, brzmią zabawnie, ale uwierzcie mi, że wtedy wcale nie było nam do śmiechu.

Po kilku miesiącach „udało mi się” zapisać na kurs francuskiego. Żeby tego dokonać, nasz znajomy musiał dzwonić w parę miejsc, rozmawiać z kilkoma osobami w tym z automatyczną sekretarką. Męka! Może to komuś wydawać się dziwne, ale żeby tutaj zapisać się na kurs języka, trzeba się nim płynnie posługiwać. Cytując pewnego polskiego polityka: jak w filmach Barei! Skończyłam już dwa kursy, zdałam dwa egzaminy, teraz wybieram się na kolejny, już ostatni z bezpłatnych kursów. W Irlandii do perfekcji wyćwiczyłam wymowę „the”, a teraz szlifuję francuskie „R” – nie ma letko ;-) Dość dobrze rozumiem, w miarę dobrze piszę i czytam po francusku. Z mówieniem jeszcze mam kłopoty, ale jak twierdzi moja nauczycielka Véronique: „f*ck les fautes, on s’en fout!” i do przodu ;-)

A teraz kolej na Was, proszę wymawiać głośno i wyraźnie:

„Les chaussettes de l’archiduchesse sont-elles sèches?
Archi-sèches!”

13 myśli na temat “Ą, Ę, czyli język francuski”

  1. No niestety… francuski nie jest rzeczą łatwą. Ja jestem romanistką, więc miałam dużo przyjemniejszy start tu we Francji, ale np. mój chłopak nie potrafił ani słówka w tym pięknym języku. Wystarczyło parę miesiecy, komunikacja w pracy (musiał się przecież dogadać!), trochę nauki i teraz…rozmawia jak tubylec! Wszystko jest do opanowania, ale to ‚wszystko’ jest kwestią pracy i dyscypliny… Bez tego nie ma co marzyć, ze można opanować jezyk w 3 dni… Pozdrawiam!

    Polubienie

  2. my mamy zazwyczaj szczescie do Francuzow – trafiamy na takich co mowia lpo angielsku ub chociaz staraja sie mowic jesli nawet kalecza. Nawet bardzo starsze pokolenie :)

    Polubienie

  3. Z tym francuskim w szkole to jakbym czytała o sobie i naszej klasie, tylko pani była B. i piekielnie wymagająca , ale i tak nic sobie z tego nie robiliśmy… Na maturze niestety zdawałam francuski i… tyle kontaktu… Więc przeczytam, odmienię i zadam podstawowe pytania, ale więcej „ni w ząb”….”
    Kwestia czasu, ale i tak podziwiam Was:) i… czekam na więcej oczywiście:)

    Polubienie

  4. Ciekawie jest móc poczytać o doświadczeniach innych Polaków we Francji. Ja akurat jestem po romanistyce, więc problem języka miałam z głowy. Rozbawiłaś mnie „ma Marie” i koniecznością załatwienia kursu językowego po francusku (cali Francuzi!! ), choć Wam pewnie wtedy do śmiechu nie było! ;) Życzę powodzenia w dalszej nauce!

    Pozdrawiam serdecznie z Bretanii:)
    Kasia

    Polubienie

    1. Dziękuję :-)
      Do śmiechu to jest nam teraz, kiedy sobie wspominamy tamte chwile. Choć do tej pory zdarzają nam się cięższe sytuacje, już nie panikujemy, jak na początku :-)
      Pozdrawiam z zimnej deszczowej Burgundii, jednak ciepło i serdecznie :-)

      Polubienie

Komentarze

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.